Za nami Triduum Paschalne – najważniejsze wydarzenie w roku liturgicznym chrześcijan, celebrujące misterium paschalne Jezusa Chrystusa: jego mękę, śmierć i zmartwychwstanie.
Jakże inny w tym roku to były czas. Cisza i pustki w kościele, na ulicach i placach, nie tylko w Polsce, ale w Europie i świecie. W związku ze stanem pandemii, w trosce o zdrowie i życie poważnie ograniczona została możliwość udziału w liturgiach i życiu parafii. W Niedzielę Palmową nie odbyły się tradycyjne procesje z palmami. Podczas Mszy Wieczerzy Pańskiej nie było obrzędu obmycia nóg, a Najświętszy Sakrament nie został przeniesiony do tzw. ciemnicy, ale pozostał w tabernakulum. Adoracja Krzyża bez ucałowania, a jedynie przez przyklęknięcie. W sobotni poranek nie poświęciliśmy pokarmów, a wieczorem nie zapłonął ogień przed świątynią. Nie poszliśmy w procesji rezurekcyjnej.
W kościele nie było wiernych, na szczęście jednak liturgie były transmitowane w internecie, dzięki temu byliśmy – zarówno księża w kościele, jak i wierni w domach – razem, w naszej parafialnej wspólnocie. Z ludzkiego punktu widzenia był to bardzo nieszczęśliwy czas, pełen cierpienia i bólu, ale patrząc na tegoroczne święta od strony duchowej – ten czas pozwolił na odkrywanie, że może nam brakować Pana Jezusa. Ale nie chcieliśmy rozpaczać, chcieliśmy świętować mimo wszystko. Chcieliśmy przeżywać Wielkanoc tak, żeby doświadczać obecności Zmartwychwstałego.
Święta się skończyły. Da Bóg, że ten czas przewartościował nasze całe życie; że zrozumieliśmy, iż nic nie jest dane raz na zawsze. Co będzie po tym wyjątkowym Triduum? Czy zmieniło się coś w naszym sercu i czy mimo wszystko coś dobrego jeszcze się wydarzy? Oby jak najwięcej. Chrystus przyszedł do naszych domów, które stały się Wieczernikiem, ogrodem Getsemani; miejscem, w którym odbyła się Droga Krzyżowa; miejscem, które stało się górą Golgotą, gdzie Jezus umarł i zmartwychwstał! On przecież nie zostawi nas tylko dlatego, że nam nie wolno wyjść z domu. Ważne w tym czasie jest nie gdzie jest spotkanie, ale Z KIM!